UWAGA

UWAGA

Na stałe przeniosłem swoją działalność na język angielski, na drugim blogu - Old Long Road.com.

Najświeższe relacje (Azja Południowo-Wschodnia, Bułgaria i okolice) do znalezienia właśnie tam. Serdecznie zapraszam i mam nadzieję, że zmiana języka nie odstraszy :)

czwartek, 2 stycznia 2014

Heinz, noc na cmentarzu i włoska przystań



- Witam, nazywam się Heinz Guderian, generał Panzergruppe.

Co u licha? Podchodzi do nas średniego wzrostu, ciemnowłosy mężczyzna około 25 lat, z lewą ręką w gipsie. Podaje mi prawą, a kiedy zaczyna znów mówić wytężam całe swoje chorwackie moce, by zrozumieć co chce powiedzieć. Wskazuje na nasze piwa, z czego wnioskuję, że chce abyśmy mu jedno postawili. Odmawiam, bo w końcu sami ledwo mamy jakieś resztki kun. Potrząsa głową i znika w środku baru.

Ku naszemu zaskoczeniu pojawia się znów, tym razem trzymając dwie butelki piwa, które nam wręcza. Trochę się jąka, ale udaje nam się go zrozumieć.

- Widzisz... widzisz, jakim mężczyzną byłbym, gdybym nie powitał mojego rodaka butelką piwa - tłumaczy. O co chodzi? Wskazuje na moje oczy.

- Ty i ja, widzisz... Ty i ja, jesteśmy z aryjskiej rasy, mamy niebieskie oczy. Musimy sobie pomagać. - jeśli przedstawienie się jako generał hitlerowskiej armii nie przekonało mnie wystarczająco, że ma nie po kolei w głowie, dokonały tego jego ciemne oczy i włosy. - Widzisz, jestem Adolf Hitler. - salutuje nam. W tym momencie Dani jest nieźle przestraszona, bierze pod uwagę moją polską narodowość [tak samo jak jej ciemne włosy, oczy i skórę - Dani] - Musimy sobie pomagać dla czystości niemieckiej rasy. - odwraca się i odchodzi do baru.  Za chwilę wraca, niosąc kolejne dwie butelki. I wówczas zadaje mi długo oczekiwane pytanie (cały czas ignoruje Dani):

- Skąd jesteś? Z Niemiec?

Przez głowę przelatują mi możliwe konsekwencje odpowiedzi, ale co tam.

- Nie, z Polski.

Przez chwilę trawi moją odpowiedź, ale w końcu salutuje mi, rzuca jeszcze jedno "musimy sobie pomagać, jakim mężczyzną byłbym, gdybym nie postawił ci piwa" i wraca do baru. W tej chwili wszystko, czego chcemy to opróżnić nasze butelki tak szybko, jak się da i znaleźć miejsce na dzisiejszy nocleg, bo powoli zapada zmierzch - ale nawet nie zaczęliśmy drugiej butelki.

Heinz/Adolf wychyla się z drzwi baru i ni z tego, ni z owego mnie pyta:

- Czy chcesz mnie pocałować? - ze środka baru słychać śmiechy rozbawionej gawiedzi, która pewnie sprowokowała go do tego pytania. Wszystko zmienia się w jakiś ponury żart... Grzecznie odmawiam, łapiemy niedopite piwa i czym prędzej uciekamy znaleźć miejsce do spędzenia nocy.

Idziemy w górę wzgórza, w stronę lasu, trochę błądzimy po uliczkach. W końcu udaje nam się wyjść z Krapiny, mijamy małą kapliczkę, cmentarz, i na skraju lasu rozbijamy namiot. Gotuję makaraon, Dani zajmuje się wnętrzem naszego dzisiejszego domku. Rano, kiedy wyglądamy z namiotu, okazuje się że w ciemnościach nie ominęliśmy cmentarza wystarczająco...



Próbując wydostać się z Krapiny natrafiamy znów na problemy transportowe, piechotą dochodzimy do kolejnej miejscowości. Mamy szczęście i kolejny kierowca zabiera nas do Celje w Słowenii. Zostawiamy bagaż na stacji kolejowej i po raz pierwszy w tej podróży ruszamy na miasto bez plecaków i w pełnym słońcu.





Decydujemy, że nie będziemy ryzykować autostopu i do Ljubljany docieramy tanim pociągiem. O tym, co interesującego można znaleźć w Ljubljanie - Metelkova Mesto - pisałem już poprzednio. Noc spędzamy w miejskim park, co znów stresuje Dani, a nad ranem kontynuujemy podróż publicznym i prywatnym transportem. Najpierw - do wietrznego Triestu:



... włoskim pociągiem do Monfalcone - kolejnego "końca świata", gdzie nawet w turystycznej informacji nie mówią po angielsku, zaczynając każde zdanie od uśmiechniętego po włosku "Alora":





... i z pomocą Blablacar oraz rozbudowanego systemu metro dostajemy się do już znanego nam Mediolanu. Tutaj odnajdujemy spokojną przystań u Fabio, który jest pomocny jak zawsze. Wielkie dzięki!




Pełni nowego optymizmu, energii i włoskiego żarcia z aperitivo, z wypranymi ubraniami, po gorącym prysznicu i nocy spędzonej w komfortowych warunkach, decydujemy się dać autostopowi jeszcze jedną szansę - w końcu to było celem tegorocznej włóczęgi. Wydostajemy się z Mediolaniu zgodnie ze wskazówkami Hitchwiki i odkrywamy, że rekomendowane miejsce do łapania stopa jest zajęte przez patrol drogówki... idziemy kawałek dalej, w końcu marnując półtorej godziny trzymając jak idioci tabliczkę TORINO na złym wjeździe na autostradę. Kiedy się orientujemy, szukamy miejsca z internetem żeby sprawdzić jakiekolwiek inne opcje. Dobre nastroje pryskają, wraca poczucie zagubienia i frustracja.

Powoli pojawia się myśl - a gdyby tak znaleźć tani lot do Barcelony? Prawdopodobnie nie ma na to szansy, ale zawsze można rzucić okiem...


1 komentarz:

  1. Hej :) Spaliście w Ljublianie w tym parku który jest na wstępie do wejścia na szlak górski (na mapie na lewo od dworca)? Chcemy rozstawić tam namiot (głębiej w lesie) bo mamy spędzić w ljublianie kilka nocnych godzin między pociągiem o 23 a o 8 rano. Słyszałam że policja ściśle zakazuje tam spania w lasach a to chyba się łapie. Myślisz że to ryzykowne czy raczej mało uczęszczane miejsce? Boję się że mógłby nas wypatrzeć ktoś kto wybiera się na poranny jogging..
    Z góry dzięki za odpowiedź, no i dzięki za inspirację - jeśli zostaniemy dłużej na pewno odwiedzę Metelkova Mesto o którym pisałeś. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń