UWAGA

UWAGA

Na stałe przeniosłem swoją działalność na język angielski, na drugim blogu - Old Long Road.com.

Najświeższe relacje (Azja Południowo-Wschodnia, Bułgaria i okolice) do znalezienia właśnie tam. Serdecznie zapraszam i mam nadzieję, że zmiana języka nie odstraszy :)

piątek, 24 maja 2013

Piramidy nie tylko w Egipcie - Melnik


Wioska duchów

Od południa chodzę po Kovachevicy, wsi-skansenie położonej w jednej z dolin Rodopów. Zbudowana przez ludność uciekającą przed islamizacją Bułgarii w trakcie osmańskiej okupacji, posiada bardzo charakterystyczną kamienną architekturę, którą cieszę oko.




Domy, mimo że dobrze utrzymane, jednak w większości stoją puste, a w całej wiosce panuje dziwna i nienaturalna cisza. To nie zwykły, wiejski spokój i sielanka... Bardziej niepokojąco się robi, kiedy zastaje mnie zmrok - z każdym chowającym się za górami promieniem słońca cisza staje się bardziej niepokojąca. Kovachevica i cała dolina tonie w mroku, w pustych domach nie palą się światła. Rodziny nie zasiadają do kolacji. Jest tylko pustka na wąskich, brukowanych uliczkach. Przyświecam sobie czołówką, płosząc nietoperze. Wyobraźnia momentalnie zmienia się w najgorszego wroga, dopowiadając historie ciemnych bram i skrytych w mroku wnęk domów. Tym bardziej, że Rodopy, olbrzymie pasmo górskie, słyną z legend o zagubionych duszach i są owiane aurą tajemniczości...

Staram się odtworzyć z pamięci drogę, jaką przeszedłem między domami, by trafić na główną szosę i czym prędzej opuścić to miejsce i rozbić się z dala od ponurych zabudowań.








Piramidy w Melniku

Nie wiem, czego się spodziewałem po Melniku, którym zainteresowałem się jeszcze w Polsce za radą Hani, z którą pracowałem w Fjordzie. "Piramidy"... Chyba bardziej oczekiwałem czegoś w rodzaju kurhanów czy kopców pogrzebowych, niż zachwycających formacji skalnych, pośród których przyszło mi wędrować. Pośród utworzonych z piaskowca kolumn prowadzą resztki drogi jeszcze z czasów rzymskich.



Odwiedzam jeszcze Monastyr Rożeński, a wracając zauważam miejsce, które od razu wiem, że stanie się moim miejscem noclegowym. Nie darowałbym sobie, gdybym tam się nie rozbił.





Winne zagłębie

Melnik leży niedaleko granicy z Macedonią i Grecją. Pod koniec października, wędrując przez te okolice z plecakiem mogłem narzekać na temperatury rzędu 25 stopni. Nic dziwnego, że cały teren zagospodarowany jest winnicami i region słynie z przepysznego wina.

Miałem okazję najpierw spróbować, a później zakupić (ze znacznym zapasem) wino wyrabiane przez miejscową ludność, sprzedawane w plastikowych butelkach. Do tej pory nie przepadałem za winem - wizyta w Melniku zupełnie odmieniła moje spojrzenie na ten trunek. Serdecznie polecam i nie wyobrażam sobie, jak można spróbować poznać ten region nie poznając jednego z jego największych skarbów.

Niestety, spróbowanie melnickiego wina ma też swoje złe strony - próbując "bułgarskie" wina w cenie dwa-trzy razy wyższej niż w Melniku, smakują jak rozwodnione... Wymagania nieodwołalnie wzrosły - także ostrzegam.





Informacje praktyczne:
- z Gotse Delchev (większe miasto 15km od Kovachevicy) na drugą stronę pasma Pirinu nie jeździ.... nic. Żaden transport publiczny. Aż nie chce się wierzyć. Jedyna droga to kręta i stroma, ale bardzo malownicza szosa i autostop
- zwiedzanie Monastyru Rożeńskiego jest bezpłatne. Dojście bardzo dobrze oznakowane od Melnika (ok. 1h)
- wina i pelin (rodzaj wermutu) w plastikowych butelkach można kupić już od 2,50 lewa (5zł) za litr. Są też sprzedawane w pięciolitrowych baniaczkach...
- o autostopie w Bułgarii słów kilka - czysta bajka. Ludzie widząc mnie z plecakiem sami zatrzymywali się, pytając czy nie podwieźć. Absolutny zachwyt

piątek, 17 maja 2013

Przez Koncheto - największe wyzwanie gór Bułgarii?


Cztery dni temu umówiłem się z Dani na spotkanie w Blagoevgradzie na dworcu autobusowym. Czekam dobre 20 minut, zajeżdża w tym czasie autobus z Sofii, Dani nie ma. Przez głowę przechodzą mi myśli, że jednak wycofała się ze spontanicznej decyzji - szkoda. Kupuję kawę i baniczkę, typowe śniadanie podróżnego. Sms: jestem przed wejściem do dworca, gdzie jesteś? Wychodzę przed wejście. Ogólnie kręcę się wokół dworca chyba dobre 10 minut.

Kto buduje dwa dworce autobusowe w mieście o 70 tys. mieszkańców? I to o 2 minuty drogi od siebie, ale jeden z drugiego niewidoczny?

Towarzysz lokales

Jest wielki minus poruszania się po kraju z kimś, kto w nim się urodził, mieszka i zna język. Wierzy się mu. Że lepiej ogarnie komunikację niż ktoś, kto mieszka 1500km stąd, nie zna języka, a cyrylicę duka z wielką trudnością.

- Dani, chyba przejechaliśmy skrzyżowanie na którym mieliśmy wysiadać.

- Pff, chyba nie. Facet powiedział, że nas tam wysadzi, nie mazgaj się.

Wysiadamy 7 kilometrów za skrzyżowaniem, tracimy 2 godziny na "skrót", żeby nie wracać asfaltem. Ale w końcu wchodzimy w Pirin, długie podejście na 2000m z bomby. Teraz liczy się tylko mapa, więc mimo że to nie "moje" góry, już nie ufam. Wychodzi na moje drugi i trzeci raz, Dani odpuszcza posiadanie odmiennego zdania w kwestii wyboru drogi - satysfakcja.

Noc wypada niestety poniżej linii lasu, więc nie ma rozgwieżdżonego nieba, nie ma fotek. Każda taka noc w górach, ze statywem, ale bez zdjęć, odczuwalna jest jako stracona.

Pirin

Góry, mimo że prawie tej samej wysokości co Riła (Musala ma 2925, a Vihren 2914m), przedstawia zupełnie inną charakterystykę. Jezior nie ma już tylu, stoki są bardziej strome a wytyczone szlaki bardziej niebezpieczne.







Są też bardziej skaliste, widoki o wiele przyjemniejsze. Ale jako, że masę czasu zmitrężyliśmy wczorajszego dnia i jesteśmy do tyłu, szybko przesuwamy się w stronę Koncheto.

Koncheto



przed Koncheto, jeszcze dziarskie miny

Pieszczotliwie - "konik". Z jednej strony prawie pionowa przepaść. Z drugiej zjazd pod kątem 50-60 stopni na dobre 400-500 metrów. Zjazd wyszlifowany i gładziutki, tylko czekający na kogoś kto go dodatkowo wypoleruje.

Skąd "konik"? Podobno część ludzi pokonuje szlak okrakiem... Nie wiem na ile to prawda, ale mając dziewczę do opiekowania się nie mogłem okazać ani krzty strachu, skacząc jak wytrawna kozica po skałach. Tak czy siak, to tylko jakieś 30 minut. W niczym się nie umywa do Orlej Perci.





Po przejściu siadamy przy końcu kabla. Dani pali triumfalnego papierosa, kiedy przy 20-kilku stopniach zaczyna padać śnieg. Triumfalne konfetti.

Zasłon

Nierzadko na wysokościach 2400-2500 można spotkać "zasłony", czyli schrony. Nie spodziewałem się po nich wiele oprócz miejsca do noclegu, może dlatego tak się zaszokowałem - w środku prycze, karimaty, książki, ryż, makaron, przyprawy, papier toaletowy (!), świeczki, zapałki... Szok. A przestrzegali, że niby dziki kraj, że niby Trzeci świat. Wyobraźcie sobie coś takiego w Polsce.






Pieruński wiatr i zimno zmusza nas do zanocowania w zasłonie. I trzyma tam aż do 12-13 godziny kolejnego dnia, kiedy już za późno, żebyśmy złapali sensowne połączenie z Bańska - Dani z powrotem do Sofii, ja... jeszcze nie wiem gdzie. Nocujemy w "hiża", czyli czymś co już bardziej przypomina schronisko.


Rano schodzimy do Bańska, ruszam - już sam - do Gotse Delcev, żeby stamtąd wyprawić się do malowniczych wiosek z kamiennymi budynkami. I do Melnika, winiarskiego zagłębia Bułgarii.

niedziela, 5 maja 2013

Riła - najwyższe góry między Kaukazem a Alpami


Umówiwszy się z Dani na spotkanie w sobotę rano w Blagoevgradzie, w środę ruszam w stronę Riły, najwyższych gór między Kaukazem a Alpami, wierzchołkiem Bałkanów. Długi czas zajmuje mi odnalezienie małego dworca autobusowego, skąd z Sofii jadą minibusy do Samokova, tak że dostaję się tam dopiero około 13-14, a pierwszą noc spędzam ledwo wgrzebując się na 2000m. w pobliżu Ledeno ezero (Lodowego jeziora).



Pierwszy raz zabrałem ze sobą statyw i muszę powiedzieć, że warto. Mimo, że październikowy chłód szaleje, to jednak spędzam długi czas na majstrowaniu przy ustawieniach aparatu.



Riła nie przedstawia sobą żadnych trudności - przynajmniej tam, gdzie ja miałem okazję się kręcić. Najwyższy szczyt - Musala - 2925 m. n.p.m. to wręcz przyjemny spacerek. Na górze jest stacja meteorologiczna, można kupić czaj, przeczekać złą pogodę, a nawet (podobno) zanocować.



Musala (2925m. n.p.m.) od południowej strony

Nie mogę spóźnić się

Kiedy jednak patrzę na tempo poruszania się po wyznaczonej trasie oraz wyznaczony termin randki z Dani, znacząco przyspieszam - gentleman nie pozwoli damie czekać. Nie poświęcam wiele czasu na leżenie w słoneczku na obłych szczytach Riły, tylko zasuwam naprzód. Jak już mówiłem, po wejściu na główną grań nie uświadczymy trudności technicznych, teren wręcz czasami jest zbyt płaski, jak na moje preferencje.

Po drodze spotykam Ivana, który informuje mnie, że busy z Monastyru Rilskiego do Blagoevradu wcale nie są takie częste, jak mógłbym się spodziewać - co dodatkowo przyspiesza moje tempo.




Rozbijam się w okolicy Szyszkowicy, TEGO wierzchołka Bułgarii. Czasem w górach mam tak, że widzę nieznany dotąd szczyt i się zakochuję. Nie ma reguły dlaczego, po prostu tak jest, a wraz z tym uczuciem przychodzi potrzeba zdobycia danej góry. W tym przypadku ze smutkiem odpuściłem Szyszkowicę przez pośpiech, mimo, że przepiękna aż strach. Ale jest do czego wracać.

Szyszkowica - po lewej (2669m. n.p.m.)



Badając przy makaronie dalszą trasę i tempo, dochodzę do wniosku, że dzisiejszej nocy trzeba będzie iść dalej - wstaję kilka godzin przed wschodem słońca i ruszam dalej w ciemności. Żałuję, że poskąpiłem na nowe baterie do czołówki.

A odnośnie braków w ekwipunku to także okazuje się, że zostawiłem gdzieś (chyba u Mitko w domu) zapas papieru toaletowego. Hip hip hurra.

Schodzę do "schroniska" Ribni ezera, ale wieje pustką. Spieszę na dół, do Rilskiego Monastyru, skąd docieram do Riły. Już po uzupełnieniu zapasów idąc drogą mijam stragan z domowym jogurtem. Znajomi z Sofii radzili taki nabyć, więc staję przed stolikiem i skwapliwie przeliczam lewy, czy jeszcze na taki luksus mnie będzie stać - niedużo, bo jakieś 4lv, no ale... Kiedy wreszcie decyduję się, sprzedająca pani z uśmiechem podaje mi jogurt i kilkakrotnie odmawia przyjęcia zapłaty...


Osobliwe znaki strzegą kierowców. Nakaz, zakaz czy ostrzeżenie?

Spędzam noc w pobliżu Riły, porannym autobusem docierając do Blagoevgradu. W międzyczasie nie wymieniamy z Dani ani jednego smsa, a więc oboje nie jesteśmy pewni, czy drugie będzie na miejscu. Tak jest weselej, trochę niepewności. Z tym, że kiedy pół godziny po umówionym terminie nie ma jej na dworcu, robi się niewesoło - ale myślę, że najwyżej ruszę sam.