UWAGA

UWAGA

Na stałe przeniosłem swoją działalność na język angielski, na drugim blogu - Old Long Road.com.

Najświeższe relacje (Azja Południowo-Wschodnia, Bułgaria i okolice) do znalezienia właśnie tam. Serdecznie zapraszam i mam nadzieję, że zmiana języka nie odstraszy :)

sobota, 11 stycznia 2014

Fiesta Barcelona



- Macie szczęście. - mówi kierowca, który zatrzymał się na środku ronda aby podwieźć nas z El Prat do upatrzonego przez nas kempingu w podbarcelońskiej wiosce. Prawdę mówiąc, to nasz jedyny autostop w Hiszpanii, jakieś 5 km. - Przyjechaliście do Barcelony w czasie największego z naszych świąt, La Merce. W całym mieście będą parady i koncerty.

Po całym ty zamieszaniu z autostopem od Belgradu, trzech dniach oczekiwania na lot we Włoszech i tanim połączeniu z Bergamo do Barcelony, wreszcie szczęście zaczyna nam sprzyjać. Dla nas i tak jest najważniejsze w tej chwili, że już jesteśmy w tej nieosiągalnej Hiszpanii, cokolwiek by się nie działo to Barcelonę zobaczymy, a i na samolot powrotny z Sevilli już nie jest tak daleko.

Odnajdujemy kemping Tres Estrellas, polecony nam przez Kate jeszcze w trakcie przygotowań do wyprawy (dzięki, był pierwsza klasa!), rozstawiamy namiot i wreszcie ruszamy posmażyć się na plaży. Niesamowita zmiana sytuacji, jeszcze wczoraj biwakowaliśmy w półopuszczonym kamieniołomie w Albino w Alpach (o tym w innym tekście), a dziś z ręcznikami i piwem ruszamy w pełnym słońcu na hiszpańską plażę. Nie bez powodu mówi się, że w podróży w trzy tygodnie przeżywasz trzy miesiące.





Ja po godzinie z nudów buduję zamek, natomiast Dani bawi się w najlepsze. W końcu plażing & smażing był wysoko na jej liście oczekiwań względem tej włóczęgi, cel spełniony!

Dwa dni poświęcamy Barcelonie, ekspresowo zaliczając najważniejsze punkty programu, w większości bezpłatne, bo ceny są w Barcelonie powalające. Wstępy do muzeów w okolicach 15 euro za osobę oraz kilometrowe kolejki nawet pod koniec września to standard - dziękujemy bardzo.


Za to bezpłatne też zachwycają - Park Güell, zaprojektowany przez architekta Gaudiego i zbudowany na początku XX wieku:







Ogólnie cała Barcelona wydaje się być przesiąknięta Gaudim, ale i trudno się dziwić - nie dość, że siedem z zaprojektowanych przez niego budynków znalazło się na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO, to jako kataloński patriota darzony jest szczególnym szacunkiem w tym regionie.

Mówiąc o Katalonii, jest to niezwykle ciekawy przypadek. Region autonomiczny, z odrębnym językiem - dla mnie kataloński brzmi jak połączenie hiszpańskiego i francuskiego, co geograficznie by się zgadzało - odrębną historią i częściowo kulturą. Nie będę się na ten temat rozpisywał, bo niewiele wiem, natomiast podkreślanie odrębności Katalończyków jest widoczne na każdym kroku, a w zeszłym roku parlament Katalonii przyjął deklarację suwerenności, pierwszy krok na drodze do referendum o uzyskaniu niepodległości od Hiszpanii.


Różnimy się z Dani w kwestii kupowania pamiątek z wyjazdów. Ja wielkim fanem nie jestem - jako utylitarysta nie uznaję durnostoików i innych dupereli, a jako wspomnienia wystarczają mi robione przeze mnie zdjęcia i pisane teksty. W końcu jednak daję się przekonać, żeby zakupić coś co jest pamiątką a jednocześnie jest przydatne - korek do wina z mozaiką Gaudiego, kieliszek z zabytkami Barcelony. Przecież nie chcę być odebrany jako bezduszny robot. Dani za to szaleje po sklepie z pamiątkami, wybierając magnesy na lodówkę, dla siebie, dla rodziny, dla przyjaciół. Co zresztą zaowocowało później problemami na lotnisku w Bergamo - przy powrocie z Sevilli służby wzięły Dani na kontrolę, pytając szczególnie o magnesy. Wiozła ich tyle, że wzięto ją prawdopodobnie za przemytnika.

Po zakupie magnesów i oddaleniu się od sklepu dobre kilkaset metrów, chcemy sprawdzić dalszą drogę. Dani orientuje się, że nie ma tableta - w gorączce kupowania pamiątek zostawiła go na ladzie w sklepiku....

Udało się go na szczęście odzyskać, a dzięki powrotowi na Calle Princesa trafiliśmy niespodziewanie na paradę z okazji święta La Merce:


Konie:


...i obowiązkowa ekipa za nimi:





Pikachu - bohater narodowy Katalonii?


... najwidoczniej, ramię w ramię z Kapitanem Katalonią:




Parada gigantów - ogromnych figur, widocznych powyżej, jest organizowana już od ponad stu lat, a samo La Merce zapoczątkowano oficjalnie w 1871 roku. Święto wiąże się z ocaleniem Barcelony od plagi szarańczy w XVII wieku, a także ze zdobyciem Barcelony przez wojska Burbonów w czasie wojny o sukcesję. Nie mogłem się doszukać powodów, dla których Katalończycy celebrują dzień historycznej porażki, gdy ich konstytucja została zastąpiona dekretami Nueva Planta, prowadzącymi do zjednoczenia Hiszpanii...

Wieczorem w potwornym tłoku oglądamy pokaz fajerwerków. Nie warto było, naprawdę. Szczególnie, że wracając nocnym transportem gubimy drogę w miasteczkach barcelońskiej aglomeracji i w środku nocy lądujemy kilka dobrych kilometrów od naszego kempingu. Dzięki wskazówkom przyjaznego kierowcy autobusu z Libii trafiamy na dobrą drogę, później na pobocze autostrady, po której oczywiście nie wolno poruszać się pieszo. Prosto na patrol policji drogowej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz