Na jeden weekend w roku na
początku lutego do Pernika w Bułgarii zjeżdżają demony z całego kraju, a nawet
innych zakątków świata. Mężczyźni obleczeni w zwierzęce futra, zakrywający
twarze przerażającymi maskami z długimi zębami lub rogami, przebrani za
niedźwiedzie lub wilki, z wielokilogramowymi dzwonami zawieszonymi u pasa.
Kobiety w strojach ludowych, albo także przebrane za demony stojące niby na
koźlich nóżkach. Wszystko to, to spojrzenie na Nowy Rok i karnawał z nieco
innej perspektywy.
Kukeri, bo tak nazywa się święto,
ściąga tłumy widzów i turystów, a także dziesiątki grup z poszczególnych
regionów Bułgarii. Przez cały weekend następują występy na głównym placu, ale
nie tylko. Grupy nie mogąc się doczekać swojego występu czasem zaczynają
rytualne tańce już w oczekiwaniu na główne przedstawienia, a czasem i po jego
zakończeniu, na mieście.
Czasem stroje budzą strach,
czasem uśmiech. Niektóre występy są proste i bardzo związane z dawną tradycją,
zawierając pieśni z bogatego repertuaru bułgarskiego folkloru. Inne znowu to
całe inscenizacje, najczęściej przedstawiające ślub – a wszystko z
przymrużeniem oka, z panną młodą, która w rzeczywistości jest przebranym
mężczyzną, a wesele odbywa się przy udziale „niedźwiedzia” albo ogromnego
kurczaka.
Obrzęd zachował się z
zamierzchłych czasów pogańskich, co jednak nikomu nie przeszkadza obecnie.
Symbolizuje przepędzanie demonów i złych duchów, aby przez ten rok trzymały się
z dala od ludzi, co ma zapewnić pomyślność i urodzaj na następny rok.
Wierzeniem jest, że demony odstrasza hałas, z czego wynikają stroje kukeri,
złożone z wielokilogramowych dzwonów zawieszonych u pasa. Dzwony wydające
przeraźliwy hałas, gdy 30-40 rosłych mężczyzn skacze jednocześnie, zgiełk
przywodzący na myśl kroczącą armię zakutanych w pełne zbroje zastępów rycerzy.
Może faktycznie zmylone demony mają czego się bać?
Kukeri najczęściej są młodzi chłopacy,
ale nie ma co do tego ograniczeń. Czasem spod maski wyłaniała się twarz pana w
zaawansowanym już wieku, a czasem za pochodem mężczyzn dreptał mały demonik,
starający się nie upaść pod ciężarem dzwonów, ale za nic nie chcący odpuścić
uczestnictwa w święcie. Być kukerem albo babusharem to zaszczyt i przywilej
mężczyzny, część bardzo żywej w Bułgarach tradycji.
Jedno jest pewne – zmęczenie po
występie. Niektórzy kukeri mają na sobie dzwony ważące 50 kilogramów
przyczepione do owczych futer, a nie dość, że muszą w tym stroju się poruszać,
to muszą skakać do rytmu oraz wydawać okrzyki mające przestraszyć publiczność.
Zaraz po występie obserwowałem, jak z ulgą zdejmują futrzane maski i ocierają
spocone czoła. Starają się utrzymać uśmiech do fotografii, ale nie wszystkim
się to udaje, zmęczenie jest zbyt wielkie.
Kukeri na wioskach zahacza o
polską tradycję kolędnictwa, gdyż chodzą oni od domu do domu, odganiając demony
tańcem i śpiewem, zapewniając mieszkańcom powodzenie na przyszły rok.
Zwyczajowo na głównym placu następuje inscenizacja, jednego z mężczyzn w wiosce
wybiera się na Króla, który zasiada przy stole. Spożywa trzy kęsy chleba i trzy
łyki wina, życzy wszystkim pomyślności. Kukeri w roztańczonym korowodzie ładują
się na wóz i orzą ziemię, również trzy razy. Król zostaje teatralnie zabity, po
czym powstaje z martwych na nowo, symbolizując nowy rok.
W ostatnich latach, wraz ze
wzrostem popularności Kukeri, zmienia się charakter występów. W Perniku
widzieliśmy grupy z całego świata – Serbii, Macedonii, Hiszpanii, Indonezji, a
pojedyncza tancerka nawet dotarła z Aruby. O ile ciekawie jest zobaczyć
zupełnie inne podejście do podobnego tematu, to miałem wrażenie, że nie wszyscy
wiedzą o co tutaj chodzi. Przyjechały grupy taneczne, karnawałowe. Rozlegała
się muzyka zupełnie niekorespondująca z folklorem – szczytem był Poker Face
sławnej Lady... Dookoła kolorowe baloniki i wata cukrowa, ale także tradycyjne
bułgarskie fast foody takie jak kebapche (кебапче) - grillowane podłużne kotlety z mielonego mięsa, w bułce, podawane z cebulą i lutenicą - polecam!
Dani, Mitko i Maria, z którymi
przyjechałem na Kukeri z zażenowaniem obserwowali występy części grup
zagranicznych, powtarzając przepraszająco „Nie, to nie jest Kukeri”. W Perniku
mają miejsce największe obchody, podobno w Jambole, w którym odbywa się drugi
co do wielkości festiwal, jest już bardziej „tradycyjnie” i to właśnie miasto
polecała mi Dani. Jest to o tyle łatwe, że festiwale w poszczególnych miastach
odbywają się w różnych terminach, aby umożliwić wszystkim grupom uczestnictwo.
Obrzęd sięgający czasów pogańskich,
ale trwający w formie festiwali, konkursów w większych i zabawy w mniejszych
miejscowościach. Część tradycji, która jeszcze nie zdążyła się zatrzeć, jest
pieczołowicie pielęgnowana i stanowi o noworocznej różnorodności zwyczajów
Europy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz