UWAGA

UWAGA

Na stałe przeniosłem swoją działalność na język angielski, na drugim blogu - Old Long Road.com.

Najświeższe relacje (Azja Południowo-Wschodnia, Bułgaria i okolice) do znalezienia właśnie tam. Serdecznie zapraszam i mam nadzieję, że zmiana języka nie odstraszy :)

środa, 3 kwietnia 2013

Na czuja przez albańskie góry


Wyprawa w albańską część gór Prokletje odbyła się na wariackich papierach. Chcąc rzetelnie się przygotować kupuję mapę połowy gór, następnie wiedząc, że jedyny busik w rejony górskie odchodzi o 7 rano postanowiam resztę dnia spędzić na plaży (pięknej, shkoderskiej plaży oznaczonej słonecznym parasolem na mapie turystycznej). Zaopatruję się więc w albańskie piwo, spożywam w restauracji "typowo albański" posiłek doradzony przez turist info i hajda, póki dzień słoneczny.

Skurcze żołądka łapią mnie jeszcze przed plażą, na samej plaży (kamienista, brudna i zaśmiecona) już zdycham, skręcony w pół. Robi się nie wesoło, jestem sam, półtorej tysiąca kilometrów od domu. W kraju, w którego języku trudno mi poprawnie wymówić nawet "dzień dobry".

W czasie, gdy się skręcam, na moją plażę przybywa para backpackerów, którzy kąpią się w jeziorze. Po chwili się zaprzyjaźniamy - Pavla i Martin są z Czech, też wybierają się w góry (ja z moim stanem już nie jestem tego taki pewien). Dogadujemy się, że razem wyruszymy w góry - jeśli będę w stanie. Spędzam noc w krzakach przy drodze, ktoś pływa zawzięcie motorówką bez oświetlenia - przez jezioro Szkoderskie przebiega granica z Czarnogórą. Rano decyduję, że jestem w stanie iść w góry, więc ruszamy do busa.


Problemy z mapą zaczynają się już na wejściu w góry. Mapa papierowa nie zgadza się z przydrożną sfotografowaną tablicą. A obie na dodatek nie zgadzają się z rzeczywistym terenem, jednak nie zrażamy się tym i wchodzimy w góry - w końcu Prokletje to moje dziesiąte pasmo górskie w tym roku, więc nie pierwszyzna.

- Musimy przejść na drugą stronę tej grani.
- Dobra, to wspinamy się do tamtego wypłaszczenia, potem omijamy urwisko, za nim - widzisz - jest trawa, więc musi być bardziej płasko. Tamtędy do przełęczy, a potem się zobaczy.



I na tej zasadzie poruszamy się właściwie przez cały czas. Szlak znajdujemy może w dwóch-trzech miejscach i to w formie poukładanych na sobie kamyków - nigdy nie można być pewnym czy to ten szlak, który powinien być na mapie, czy po prostu ścieżka pasterzy albo tubylców.

Może akurat tak trafiliśmy, ale wrześniowe albańskie góry nie należały do łaskawych. Każdej nocy nad głowami błyskały nam pioruny, zacinało deszczem także i w dzień. Kiedy do tego dołączał jeszcze porywisty wiatr, trudno było się należycie okapturzyć.





Szybko kończy mi się jedzenie - planowałem dokupić go przed odjazdem busa, ale ledwo zdążyliśmy wrócić z plaży do Shkodry. Tak więc ja dzielę się z Czechami mapą i alkoholem kupionym na cele wypoczynkowe na plaży, oni ze mną swoim jedzeniem. Tyle, że pod koniec trzeciego dnia i tego już nam brakuje i zaczyna się robić niewesoło.


- Krzysiek, gdzie jesteśmy?
- Hmm... Jeśli pójdziemy w tę dolinkę, to powinniśmy zobaczyć w dole Tethi. Albo w następną, też tak może być.

Obawiam się tylko tego, żeby na końcu dolinki, którą nam wskazuję, nie natrafić na urwisko albo pionową ścianę. Na przejście przez kolejną grań, kiedy nie wiadomo czy za nią będzie jakaś wioska, brakuje nieco morale.


Kiedy już zaczynam zastanawiać się kogo pierwszego zjemy, a że Czechów jest dwoje, to myśli mam nie wesołe, na końcu dolinki wygląda ku nam Tethi.



Widoki w Prokletje zapierają dech w piersiach. Dodając do tego dzikość tych gór, wytyczanie własnego szlaku, kompletną pustkę... czuję, że o to w tym wszystkim chodzi. Tak smakuje totalna wolność i swoboda, samodzielność. Wszystko, co mamy, to tyle ile na plecach. Całe mieszkanie, całe pożywienie, całe ubranie. Nie ma nic więcej, w takiej chwili nie posiadasz więcej niż te 14-15 kilo. I jesteś szczęśliwy, i jesteś wolny.


Mały bagaż na plecach, to także mały bagaż emocjonalny, mały bagaż trosk. świat zawęża się do najbliższej doliny, problemy upraszczają do tego jak przejść przez kolejne rumowisko i czy gdzieś po drodze będzie woda. Nie ma wydumanych, hipotetycznych lęków, problemów wymyślanych na siłę. Proste potrzeby i proste rozwiązania.

Z drugiej strony to balansowanie na krawędzi. Jeśli problemy dotyczą najmniej złożonych spraw, dotyczą samego istnienia - czy znajdę wodę, czy nie skręcę nogi, czy jedzenia mi wystarczy, czy trafię na wioskę za te dwa dni - to ich nie rozwiązanie może być o wiele bardziej dotkliwe w skutkach niż problemy, jakie mamy na co dzień w "cywilizacji". O wiele bardziej nieprzyjemne, niż niezłożenie rozliczenia podatkowego na czas.




W Tethi fundujemy sobie kuchnię regionalną, żeby odzyskać stracone siły. Z samego rana dość przypadkowo trafiamy na bus jadący z powrotem do Shkoder, tym razem pełny także albańczyków.

Wracamy roztańczeni:


... i z pieśnią na ustach:


Informacje praktyczne:
- ze Shkoder w albańskie Prokletje (do Tethi) jeździ (podobno) tylko jeden bus dziennie, około 7 rano. Do końca nie jestem pewien skąd, dostałem ok. 10 różnych opinii oraz 20 kolejnych "taxi cheap, mister, I drive you to mountains". Przejażdżka w jedną stronę to około 40-50zł
- mapy można dostać w kiosku koło informacji turystycznej (plac Matki Teresy). Prokletje są podzielone na dwie mapy (koszt ok. 50zł/szt.), z Jezerce dokładnie pośrodku, tak żeby były potrzebne obie...
- ceny w Tethi turystyczne - nocleg w zerowym standardzie z wyżywieniem - cena zaczyna się od 15 euro, ale doszliśmy do 9 euro

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz