UWAGA

UWAGA

Na stałe przeniosłem swoją działalność na język angielski, na drugim blogu - Old Long Road.com.

Najświeższe relacje (Azja Południowo-Wschodnia, Bułgaria i okolice) do znalezienia właśnie tam. Serdecznie zapraszam i mam nadzieję, że zmiana języka nie odstraszy :)

środa, 4 grudnia 2013

Belgrad - trzy razy deszczowo




Trzy toboły to zdecydowanie zły sposób pakowania, obiecuję sobie, że to drugi i ostatni raz tak wyjeżdżam. Na plecach 60 litrów, przy pasie torba z całym sprzętem fotograficznym, a w ręce pokrowiec z gitarą. Droga z dworca w Belgradzie do Studenckiego Parku nie jest długa, ale gdy jest pod górę, pada deszcz, na zegarku 23-cia, w kieszeni dwa pogniecione papierki sumują się do 20 dinarów (0,70 pln) i nie zna się miejsca, gdzie spędzi się bieżącą noc, to jakoś człowiekowi na dokładkę zaczynają toboły przeszkadzać.

A kiedy jeszcze dwa dni temu w eleganckiej koszuli z kołnierzykiem prowadziłem szkolenie biznesowe we Wrocławiu, takie problemy były nie do pomyślenia... Pół godziny po ukończonym treningu siedziałem w samochodzie Tomka w drodze do Budapesztu. Teraz koszula leży złożona na dnie plecaka - ważyć nic nie waży, a zawsze może się przydać.

- Nie masz gdzie przenocować w Budapeszcie? Nie ma problemu, stary, przecież nie będziesz się błąkał po nocy! - rzucił Tomek piętnaście minut po tym, jak się poznaliśmy. Blablacar łączy. Wielkie podziękowania!

A teraz kolejna deszczowa noc, marzę o usłyszeniu podobnego zdania w Belgradzie, 350km dalej. Telefon do Alexa, powiedział, że jest na spotkaniu Couchsurfingu właśnie w Studenckim, do którego zmierzam. Alex - Holender piszący w Belgradzie doktorat o... couchsurfingu.

Odnajduję couchsurferów schowanych przed deszczem pod jednym z budynków, razem z resztą lokalnej młodzieży. Z ulgą słyszę, że Alex może przenocować mnie dzisiaj, a także jutro znajdzie u siebie miejsce dla mnie i dla Dani - przyjeżdża nocnym z Sofii, Belgrad jest punktem, w którym zaczynamy naszą wrześniową włóczęgę. W tym miejscu wielkie dzięki dla Alexa i Dejana, jego współlokatora!

Kolejnego dnia jestem na nogach o 6, żeby odebrać Dani z dworca. Pociąg, jak zwykle, spóźniony godzinę. Widać tak nadrabiają przesunięcie czasowe między Bułgarią a Serbią. Na sennej stacji ekipa telewizyjna robi reportaż - może właśnie o opóźnieniach pociągów?

Ogromna radość, kiedy znów widzę Dani, wysiadającą z pociągu. Trzy tygodnie ciężkiej pracy w Polsce (5 treningów i ciągle toczący się projekt marketingowy) sprawiają, że wydaje się to być wiekami. Od teraz ruszamy już razem. Przeglądamy na jej nowym tablecie aplikacje, które mają pomóc nam w podróży i stwierdzam, że to jednak pomocne urządzenie. Komputer się nie umywa do tej poręczności.


Po śniadaniu z Alexem ruszamy zwiedzać Belgrad. W mniejszym i większym deszczu. Kalemegdan - wielka twierdza na styku Savy i Dunaju - obrazuje, jak istotnym punktem na mapie Europy był Belgrad. Podobnie jak brak wiekowych budynków. Miasto przechodzące przez wieki z rąk do rąk, na styku dwóch światów i trzech religii, było sukcesywnie niszczone i odbudowywane na nową modłę. Ciężko mi odnaleźć ukryty urok, o którym tyle opowiadał mi Geert, któremu w tym roku pomagałem w organizacji zawodów autostopowych z Utrchtu do Sofii, czy Tamara, która tu mieszka i pracuje. Jestem tu trzeci raz w przeciągu roku, trzeci raz w deszczu, trzeci raz ciężko mi się zanurzyć w tym mieście.





 - Nie byliście w Crkva Ruzica w Kalemegdanie? - Tamara nie kryje zdziwienia. Siedzimy w Blaznavec, barze do którego pierwszy raz mnie zabrała poprzednim razem. - To bardzo ciekawy kościół, z kandelabrami zrobionymi z łusek i mieczy...

Wychodzi na to, że nie szukałem dość wnikliwie ukrytego uroku Belgradu. Następnym razem. Rano staramy się wcześnie wyjść na trasę, zaopatrzeni przez Alexa w pudełka po pizzy do robienia tabliczek przy autostradzie. Na drodze do autobusu podmiejskiego staje nam tylko jeden sms: "Kris, zapomnieliście z mojego mieszkania  tableta. Alex"

English version - The Old Long Road

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz