Nie wiem czego się spodziewałem po Chorwacji i tak turystycznym rejonie, jakim jest wybrzeże. Może liczyłem, że we wrześniu nie będzie już tak tłoczno. I jeśli faktycznie jest mniej tłoczno, niż w wakacje, to nie wyobrażam sobie co tam się dzieje w lipcu czy sierpniu. Nietrudno ocierając się w tłumie turystów otrzeć się o rodaka, język polski zewsząd ("Marysiu, ale Marysiu, jak tu się na tym aparacie przybliża"). Wszechobecny jest także angielski, także z porozumieniem się na wybrzeżu nie ma problemu. Chorwackiego poćwiczyć mi się za bardzo nie udało, niestety.
Z Rijeki na wyspę Pag trafiłem trzema stopami - w tym jednym
ze „Stary, podwiózłbym Cię nieco dalej, ale jestem strasznie upalony dzisiaj”
usłyszanym gdy jedziemy krętą drogą ze stromą skarpą opadającą do Adriatyku po
prawej stronie. Nieźle człowieka może strach oblecieć.
- Bura is coming - tak powyższy widok skomentował z namaszczeniem rodem z Gry o Tron listonosz, podwożący mnie z Novalji do Pag.
Bura (po polsku bora) to chłodny i czasem bardzo porywisty wiatr, wyznaczający tutaj trendy pogodowe. Listonosz powiedział, że skoro bura przychodzi, to idzie ochłodzenie i czas jesieni. Z drugiej strony radośnie stwierdził, że zimą temperatura rzadko tu spada poniżej 5-10 stopni. Nie wiem na ile można w to wierzyć, ale np. w takim styczniu 2012 temperatura w zależności od kaprysu skakała z -7 do +11.
Pag to miasto koronki, o niefortunnej dla polskojęzycznych osób nazwie. Na ulicach siedzą koronkarki, które na bieżąco je wykonują i proponują zakupy turystom. To też miasto paskiego sera (Paški sir), drogiego, bo sławny (jakieś 180 kuna = ok. 90zł za kg za domowy). Twardy i zrobiony z mleka owczego.
Wyspa Pag, z Novaliją na czele, jest generalnie imprezowym rejonem Chorwacji. Od mieszkańców dowiedziałem się, że dzięki pobliskiemu lotnisku w Zadarze, wyspa pełna jest ludzi ściągających tu na dyskotekowe szaleństwa, a Novalja przeżywa istne oblężenie. Mimo tłumu turystów aż tak strasznie nie było, może przez gorszą pogodę.
Samo miasto mi się spodobało, jako pierwsze w Chorwacji, z wąskimi uliczkami i w starej architekturze. Stanowiło miły kontrast dla Rijeki i zapowiedź dalszych miejscowości, w tym Zadaru, który chyba najbardziej mi się spodobał, bijąc nawet Dubrownik (choć z trudem). Przez Burę nie trafiłęm tam na dobrą pogodę, więc i zdjęcia ponure.
Skwar zaczął się w samą porę - gdy kilku młodych Niemców zabrało mnie vanem z wyspy i po pomyleniu skrzyżowania zostałem na pustej, rzadko uczęszczanej drodze kilkanaście kilometrów od Zadaru. 10 z nich zrobiłem pieszo, a od kolejnej uwolniła mnie para Niemców (już wiecie, o czym mówię, jeśli chodzi o oblężenie przez turystów?).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz