1. Góry
Góry po pierwsze – bo nie da się ich pominąć. Zaczynę od
tego, że można wsiąść w autobus miejski w centrum ponadmilionowej stolicy i po
30 minutach być u podnóża gór, wznoszących się powyżej 2000 metrów – Parku Vitosha.
Raj dla trekingowców i wspinaczy, bo nic nie stoi na przeszkodzie, żeby latem
skoczyć po pracy na kilka godzin spaceru albo wspinu – jak mówili mi ludzie,
których spotkałem wspinających się na lodospadzie. A zimą – właśnie lodospad
czy narty.
Ale nie tylko Vitosha kusi – w bliskim zasięgu mamy tu także
obłą, ale wysoką (najwyższe pasmo między Kaukazem a Alpami, z Musałą o
wysokości 2925m. n.p.m.) Riłę. Kawałek dalej Pirin o postrzępionych
krawędziach, bardziej stromy i niedostępny, z osławionym niebezpiecznym Koncheto.
Ale tuż obok są także mistyczne, zapomniane Rodopy z pięknymi dolinami rzek –
niskie, ale rozległe na 240km, pełne opuszczonych chat i wymarłych wiosek. Na
północ od Sofii rozciąga się Stara Płanina, pełna folkloru i rzemiosła starej
daty.
Ogólnie – gdzie się nie ruszyć, jest po czym wędrować, a to
tylko Bułgaria. Tuż obok przecież są jeszcze góry po stronie greckiej,
macedońskiej, do Rumunii też nie tak znowu daleko...
2. Street art
Centrum nie jest wymuskane i nietykalne, jak w części miast
Europy. Tutaj na budynkach, na kolumnach, na skrzynkach elektrycznych – wszędzie
można spotkać prace artystów ulicznych. Mnie osobiście ogromnie to inspiruje i
porusza, że oprócz standardowego zwiedzania zabytków można przejść się szlakiem
kolorowych obrazów na ścianach.
3. Lutenica
Zaczyna się kulinarnie, czyli przechodzimy do rzeczy. Pierwszy
raz lutenicą poczęstowała mnie w górach Dani. Pasta warzywna, zrobiona z papryki
i pomidorów z przeróżnymi dodatkami – bakłażanem, cebulą, czosnkiem, olejem
słonecznikowym i innymi, w zależności od upodobań i regionu. Występuje w wersji
pikantnej, co mnie ogromnie cieszy. Pastę kładzie się bezpośrednio na kanapki,
można dodawać jako sos do potraw. Pochłaniałem słoik za słoikiem.
4. Kawa i herbata
Wielkim kawoszem nie jestem i nigdy nie byłem. Ale jest coś
w tej kulturze picia kawy w mnogości rodzajów i przy każdej okazji. Kawę na
wynos można dostać wszędzie na ulicy, nawet w najmniejszym kiosku, przy którym
nasze placówki Ruchu to pałace. Ekspresy stoją w sklepach, stoiskach z
gazetami, że o kawiarniach nie wspomnę.
Posmakowałem w lekkim naparze ziołowym, serwowanym tutaj w
ramach herbaty. Zaintrygowany zacząłem wypytać Dani o zioła, na co zaprowadziła
mnie do sklepu, gdzie sprzedawano mieszanki ziołowe przyrządzane na miejscu –
wg zapotrzebowania („mieszanka na...”) albo życzenia smakowego. Wróciłem do
kraju z dwiema wielkimi torbami bułgarskich ziół.
5. Wino
Coś niesamowitego. Wino w takiej jakości i przy takich
cenach... Szczególnie warto wypatrywać domowego wina przywożonego z prowincji,
sprzedawanego w plastikowych litrowych butelkach za 2,50-4 leva. Takiego
intensywnego smaku próżno szukać w rozwodnionych bułgarskich winach dostępnych
w Polsce. Sprzedawane bez banderoli, bez koncesji. Oczywiście możliwość
spożycia we własnym zakresie w parku bez obawy o mandat.
6. Ceny
Po wątkach kulinarnych wątek finansowy – wszystko to w
przystępnych cenach, około 30% niższych niż w Polsce. Wyjście do baru czy
kawiarni to nie koszmar dla kieszeni.
Dla miłośników nielokalnej kuchni wrzucam fotkę Maka, do
porównania wg Hamburger Price Index. 1 leva to ok. 2zł.
7. Przyjazny język
Ogarniając polski i w miarę rosyjski (cyrylica obowiązkowo)
nie ma większych problemów z rozumieniem jako-tako. Po godzinie pobytu w
Bułgarii goszczący mnie Mitko był zaskoczony, że rozumiem czego dotyczą
historie, które opowiada koleżankom.
Oczywiście inny język słowiański (najlepiej z dawnej
Jugosławii, ale może być i czeski albo słowacki) będą jeszcze bardziej pomocne
w zrozumieniu.
Sam język ujął mnie tym, że nie ma przypadków. Jedno-dwa
warianty słowa na polskich dziesięć.
8. Muzyka na żywo (w tym folklor)
Składa się na to popularność tzw. piano bars, gdzie w liczne
dni tygodnia można posłuchać muzyki na żywo nie tylko z pianinem. I jest tego
tyle, że śmiało można wybierać albo i robić clubbing po nich.
Zaskoczeniem jest dla mnie także popularność folkloru, w
przeciwieństwie do naszego. Nasz traktowany jest z przymrużeniem oka, podczas
gdy tam tradycyjna muzyka jest ciągle żywa, a przede wszystkim atrakcyjna. Tradycyjne
tańce ze względu na swoją wysiłkowość można spotkać na zajęciach w fitness
clubach, w miejsce hołubionej gdzie indziej zumby.
Dla mnie dodatkowym argumentem jest też to, że mocno obecna
w Sofii jest salsa – w każdy dzień można znaleźć jakąś imprezę salsową. Ta, na
której byłem w środę (!) niestety bije na głowę wszystko, co dzieje się w Trójmieście.
9. Otwarci ludzie
Może to szczęście obcokrajowca, ale spośród wszystkich
krajów, w jakich miałem okazję nim być, tutaj ludzie byli najbardziej pomocni i
otwarci. Złapałem więcej samochodów na stopa, niż machałem ręką (ludzie sami
zatrzymują się, gdy widzą Cię na poboczu drogi).
10. Piękne dziewczyny
Nie tylko dlatego, że inaczej nie wypada mi napisać ;)
A propos 10. mógłbyś dodać jakieś zdjęcie : )
OdpowiedzUsuń