UWAGA

UWAGA

Na stałe przeniosłem swoją działalność na język angielski, na drugim blogu - Old Long Road.com.

Najświeższe relacje (Azja Południowo-Wschodnia, Bułgaria i okolice) do znalezienia właśnie tam. Serdecznie zapraszam i mam nadzieję, że zmiana języka nie odstraszy :)

piątek, 17 maja 2013

Przez Koncheto - największe wyzwanie gór Bułgarii?


Cztery dni temu umówiłem się z Dani na spotkanie w Blagoevgradzie na dworcu autobusowym. Czekam dobre 20 minut, zajeżdża w tym czasie autobus z Sofii, Dani nie ma. Przez głowę przechodzą mi myśli, że jednak wycofała się ze spontanicznej decyzji - szkoda. Kupuję kawę i baniczkę, typowe śniadanie podróżnego. Sms: jestem przed wejściem do dworca, gdzie jesteś? Wychodzę przed wejście. Ogólnie kręcę się wokół dworca chyba dobre 10 minut.

Kto buduje dwa dworce autobusowe w mieście o 70 tys. mieszkańców? I to o 2 minuty drogi od siebie, ale jeden z drugiego niewidoczny?

Towarzysz lokales

Jest wielki minus poruszania się po kraju z kimś, kto w nim się urodził, mieszka i zna język. Wierzy się mu. Że lepiej ogarnie komunikację niż ktoś, kto mieszka 1500km stąd, nie zna języka, a cyrylicę duka z wielką trudnością.

- Dani, chyba przejechaliśmy skrzyżowanie na którym mieliśmy wysiadać.

- Pff, chyba nie. Facet powiedział, że nas tam wysadzi, nie mazgaj się.

Wysiadamy 7 kilometrów za skrzyżowaniem, tracimy 2 godziny na "skrót", żeby nie wracać asfaltem. Ale w końcu wchodzimy w Pirin, długie podejście na 2000m z bomby. Teraz liczy się tylko mapa, więc mimo że to nie "moje" góry, już nie ufam. Wychodzi na moje drugi i trzeci raz, Dani odpuszcza posiadanie odmiennego zdania w kwestii wyboru drogi - satysfakcja.

Noc wypada niestety poniżej linii lasu, więc nie ma rozgwieżdżonego nieba, nie ma fotek. Każda taka noc w górach, ze statywem, ale bez zdjęć, odczuwalna jest jako stracona.

Pirin

Góry, mimo że prawie tej samej wysokości co Riła (Musala ma 2925, a Vihren 2914m), przedstawia zupełnie inną charakterystykę. Jezior nie ma już tylu, stoki są bardziej strome a wytyczone szlaki bardziej niebezpieczne.







Są też bardziej skaliste, widoki o wiele przyjemniejsze. Ale jako, że masę czasu zmitrężyliśmy wczorajszego dnia i jesteśmy do tyłu, szybko przesuwamy się w stronę Koncheto.

Koncheto



przed Koncheto, jeszcze dziarskie miny

Pieszczotliwie - "konik". Z jednej strony prawie pionowa przepaść. Z drugiej zjazd pod kątem 50-60 stopni na dobre 400-500 metrów. Zjazd wyszlifowany i gładziutki, tylko czekający na kogoś kto go dodatkowo wypoleruje.

Skąd "konik"? Podobno część ludzi pokonuje szlak okrakiem... Nie wiem na ile to prawda, ale mając dziewczę do opiekowania się nie mogłem okazać ani krzty strachu, skacząc jak wytrawna kozica po skałach. Tak czy siak, to tylko jakieś 30 minut. W niczym się nie umywa do Orlej Perci.





Po przejściu siadamy przy końcu kabla. Dani pali triumfalnego papierosa, kiedy przy 20-kilku stopniach zaczyna padać śnieg. Triumfalne konfetti.

Zasłon

Nierzadko na wysokościach 2400-2500 można spotkać "zasłony", czyli schrony. Nie spodziewałem się po nich wiele oprócz miejsca do noclegu, może dlatego tak się zaszokowałem - w środku prycze, karimaty, książki, ryż, makaron, przyprawy, papier toaletowy (!), świeczki, zapałki... Szok. A przestrzegali, że niby dziki kraj, że niby Trzeci świat. Wyobraźcie sobie coś takiego w Polsce.






Pieruński wiatr i zimno zmusza nas do zanocowania w zasłonie. I trzyma tam aż do 12-13 godziny kolejnego dnia, kiedy już za późno, żebyśmy złapali sensowne połączenie z Bańska - Dani z powrotem do Sofii, ja... jeszcze nie wiem gdzie. Nocujemy w "hiża", czyli czymś co już bardziej przypomina schronisko.


Rano schodzimy do Bańska, ruszam - już sam - do Gotse Delcev, żeby stamtąd wyprawić się do malowniczych wiosek z kamiennymi budynkami. I do Melnika, winiarskiego zagłębia Bułgarii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz