UWAGA

UWAGA

Na stałe przeniosłem swoją działalność na język angielski, na drugim blogu - Old Long Road.com.

Najświeższe relacje (Azja Południowo-Wschodnia, Bułgaria i okolice) do znalezienia właśnie tam. Serdecznie zapraszam i mam nadzieję, że zmiana języka nie odstraszy :)

piątek, 7 czerwca 2013

Bergamo - nie tylko lotnisko w drodze do Mediolanu


Jest 6 rano, przejmująco zimne powietrze budzi mnie z i tak często przerywanego snu. A może to nie zimno, ale to poczucie niebezpieczeństwa, kiedy nocuje się bez dachu nad głową, w miejscu znalezionym piętnaście minut przed złożeniem głowy na poduszkę (poduszkę?), na dodatek jakieś 30 metrów od parkowej ścieżki. Zmysł, który jeszcze dotychczas nie dał mi wpaść w jakieś poważniejsze kłopoty noclegowe.

Podnoszę się z gazet, ułożonych na trawie pod drzewem. Pomysł Natalii, zresztą wyśmienity, bo śpiwór nie zawilgotniał mi jakoś bardzo od gleby. Pomysł o tyle bardziej ironiczny, że gazety bezpłatne w Bergamo dotyczą zakupu nieruchomości... Może nie mieliśmy czterech ścian, ale własną podłogę we włoskim miasteczku tak.



Tak trzeba sobie radzić z niewielkim bagażem w Wizzair i brakiem możliwości zabrania namiotu na pokład. Niestety żadnego coucha nie udało nam się na czas załatwić, a za wynajęcie miejscówki zapłacilibyśmy tyle co za bilet lotniczy w dwie strony.

Dlaczego ludzie grodzą wszystko, do czego tylko uda im się zdobyć prawo? Miejsca na rozłożenie gazet szukaliśmy bardzo długo, trochę tracąc już nadzieję, że w ogóle pójdziemy tej nocy spać. Wszystko zamknięte, zagrodzone, na kłódkę, na klucz, na szlaban. Nadmiar miejsca, a przecież nasze skromne śpiwory nikomu by nie wyrządziły żadnej krzywdy.


Bergamo - opis przewodnikowy

Z Bergamo pierwszy raz spotkałem się w książce Marzeny Filpczak "Tanie latanie", gdzie odniosłem wrażenie, że autorce wręcz bardziej się tam podobało niż w samym Mediolanie - w pamięci został mi opis wąskich brukowanych uliczek wieczorową porą (no ale gdzie tego we Włoszech nie ma?). Mimo wszystko, kiedy z Natalią kupowaliśmy bilety lotnicze hasłem wyprawy było "lecimy do Mediolanu!".

Mam słabość do małych miasteczek, w których pozornie niewiele się dzieje. Gdzie jednym autobusem jesteśmy w stanie dokonać całego przekroju miejscowości, nie tracąc rachuby w liczbie przystanków. Może dlatego Bergamo stało się dla mnie o wiele bardziej imponującą destynacją niż Mediolan, pełen obcych, turystów, składowanych hałdami śmieci, hałasu i ruchliwości. Bergamo oferuje zupełnie coś innego.



Na przyjeżdżającego czyha widok murów Citta Alta, od razu wskazujący, gdzie kryje się potęga miasta. Dla budowy ponad 6-kilometrowych murów wyburzono solidny kawał miasta, a projektowane koszty budowy ponad 20-krotnie przewyższyły projektowane wydatki, zabierając z kieszeni Wenecjan pokaźną sumkę. Takich zmian w kosztorysie to nawet najbardziej popierane projekty unijne chyba by nie przepchnęły.

Mury otaczają imponujące wzgórze, na które prowadzi pajęczyna poskręcanych uliczek, w których można kluczyć do zupełnego zagubienia, gdyby nie jedna wskazówka - zawsze w górę. Tak więc idziemy, zawsze w górę, w ciągu kolejnych dni poznając chyba każdą z dziesiątek dróg dojścia od samego dołu.




Na szczycie czeka senny - przynajmniej na początku listopada - plac. Gołębie nic nie robią sobie z tego, że stanowią sztampowy element krajobrazu, wygodnie im z tym. Pan w średnim wieku przystaje, żeby poczytać gazetę. Obok przyklęka chłopak, wyjmuje z futerału gitarę. Uwielbiam spędzać godziny na obserwowaniu takiego powolnego rytmu ludzi przepływających przez serce miasteczka. Bergamo nadaje się do tego doskonale.



Co zjeść

Pizzę, oczywiście. W Bergamo jadłem najpyszniejszą pizzę w życiu, kompletnie niepodobną do naszych pizz. Ilość i płynność sera nieporównywalna absolutnie z niczym. Fakt, kosztowała krocie na wagę - ale warto było.


Co wypić

Włochy, jak wszystkie ciepłe południowe kraje, kojarzą mi się z winem - i większości znajomych również. Dopiero za piątą moją wizytą we Włoszech, a drugą w Bergamo, Andrea goszczący mnie na couchu przedstawił mi inne trunkowe oblicze Włoch - amaro. Likier sporządzany na ziołach, wywodzący się (a jakże) z górskich klasztorów, stosowany jest na wszystko, kieliszeczek po posiłku. No może dwa.


Może wynika to ze swoistego kontrastu z pobliskim i bardziej sławnym sąsiadem. Może wcale Bergamo nie jest tak spokojne i przyjazne, na jakie wygląda? Mam tylko 5 porozrywanych wydarzeniami dni spędzonych tam, żeby to ocenić. Dla mnie pozostaje to niezwykle atrakcyjne i kolorowe miasteczko, nie tylko lotnisko w drodze do Mediolanu czy punkt przesiadkowy w drodze dalej.

Praktyczne informacje:
- najpyszniejsza pizza do kupienia na wagę przy Via Gombito, na zachód od Piazza Vecchia. Wystawy nie da się przegapić... ;)
- w miarę rozsądne ceny za amaro w Citta Alta możemy znaleźć na północnym końcu Via Salvecchio
- informacja turystyczna przy dworcu kolejowym i autobusowym, za McDonaldem
- pyszna i tania kawa w kawiarni (nawet jak na polskie zarobki) - 1 euro, praktycznie wszędzie
- wifi w całych Włoszech to jakiś ponury żart, na darmowe (np. McDonald, turystyczne) trzeba się rejestrować z użyciem włoskiego numeru. Trzeba tankować wifi po kawiarniach
- tanie połączenia w góry - autobusem w Orobie, lub pociągiem do Lecco (góry + ogromne jezioro)
- jeśli jednak chcemy dostać się do Mediolanu, to zarówno koleją, jak i autobusem kosztuje to około 5 euro
- Orio al Serio (lotnisko w Bergamo) jest jednym z głównych hubów wylotowych tanich linii w kierunkach wschodnich i bałkańskich - warto zerkać na połączenia z przesiadką w Bergamo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz