- Witam, nazywam się Heinz Guderian, generał Panzergruppe.
Co u licha? Podchodzi do nas średniego wzrostu, ciemnowłosy mężczyzna około 25 lat, z lewą ręką w gipsie. Podaje mi prawą, a kiedy zaczyna znów mówić wytężam całe swoje chorwackie moce, by zrozumieć co chce powiedzieć. Wskazuje na nasze piwa, z czego wnioskuję, że chce abyśmy mu jedno postawili. Odmawiam, bo w końcu sami ledwo mamy jakieś resztki kun. Potrząsa głową i znika w środku baru.
Ku naszemu zaskoczeniu pojawia się znów, tym razem trzymając dwie butelki piwa, które nam wręcza. Trochę się jąka, ale udaje nam się go zrozumieć.
- Widzisz... widzisz, jakim mężczyzną byłbym, gdybym nie powitał mojego rodaka butelką piwa - tłumaczy. O co chodzi? Wskazuje na moje oczy.
- Ty i ja, widzisz... Ty i ja, jesteśmy z aryjskiej rasy, mamy niebieskie oczy. Musimy sobie pomagać. - jeśli przedstawienie się jako generał hitlerowskiej armii nie przekonało mnie wystarczająco, że ma nie po kolei w głowie, dokonały tego jego ciemne oczy i włosy. - Widzisz, jestem Adolf Hitler. - salutuje nam. W tym momencie Dani jest nieźle przestraszona, bierze pod uwagę moją polską narodowość [tak samo jak jej ciemne włosy, oczy i skórę - Dani] - Musimy sobie pomagać dla czystości niemieckiej rasy. - odwraca się i odchodzi do baru. Za chwilę wraca, niosąc kolejne dwie butelki. I wówczas zadaje mi długo oczekiwane pytanie (cały czas ignoruje Dani):
- Skąd jesteś? Z Niemiec?
Przez głowę przelatują mi możliwe konsekwencje odpowiedzi, ale co tam.
- Nie, z Polski.
Przez chwilę trawi moją odpowiedź, ale w końcu salutuje mi, rzuca jeszcze jedno "musimy sobie pomagać, jakim mężczyzną byłbym, gdybym nie postawił ci piwa" i wraca do baru. W tej chwili wszystko, czego chcemy to opróżnić nasze butelki tak szybko, jak się da i znaleźć miejsce na dzisiejszy nocleg, bo powoli zapada zmierzch - ale nawet nie zaczęliśmy drugiej butelki.
Heinz/Adolf wychyla się z drzwi baru i ni z tego, ni z owego mnie pyta:
- Czy chcesz mnie pocałować? - ze środka baru słychać śmiechy rozbawionej gawiedzi, która pewnie sprowokowała go do tego pytania. Wszystko zmienia się w jakiś ponury żart... Grzecznie odmawiam, łapiemy niedopite piwa i czym prędzej uciekamy znaleźć miejsce do spędzenia nocy.
Idziemy w górę wzgórza, w stronę lasu, trochę błądzimy po uliczkach. W końcu udaje nam się wyjść z Krapiny, mijamy małą kapliczkę, cmentarz, i na skraju lasu rozbijamy namiot. Gotuję makaraon, Dani zajmuje się wnętrzem naszego dzisiejszego domku. Rano, kiedy wyglądamy z namiotu, okazuje się że w ciemnościach nie ominęliśmy cmentarza wystarczająco...
Próbując wydostać się z Krapiny natrafiamy znów na problemy transportowe, piechotą dochodzimy do kolejnej miejscowości. Mamy szczęście i kolejny kierowca zabiera nas do Celje w Słowenii. Zostawiamy bagaż na stacji kolejowej i po raz pierwszy w tej podróży ruszamy na miasto bez plecaków i w pełnym słońcu.
Decydujemy, że nie będziemy ryzykować autostopu i do Ljubljany docieramy tanim pociągiem. O tym, co interesującego można znaleźć w Ljubljanie - Metelkova Mesto - pisałem już poprzednio. Noc spędzamy w miejskim park, co znów stresuje Dani, a nad ranem kontynuujemy podróż publicznym i prywatnym transportem. Najpierw - do wietrznego Triestu:
... i z pomocą Blablacar oraz rozbudowanego systemu metro dostajemy się do już znanego nam Mediolanu. Tutaj odnajdujemy spokojną przystań u Fabio, który jest pomocny jak zawsze. Wielkie dzięki!
Pełni nowego optymizmu, energii i włoskiego żarcia z aperitivo, z wypranymi ubraniami, po gorącym prysznicu i nocy spędzonej w komfortowych warunkach, decydujemy się dać autostopowi jeszcze jedną szansę - w końcu to było celem tegorocznej włóczęgi. Wydostajemy się z Mediolaniu zgodnie ze wskazówkami Hitchwiki i odkrywamy, że rekomendowane miejsce do łapania stopa jest zajęte przez patrol drogówki... idziemy kawałek dalej, w końcu marnując półtorej godziny trzymając jak idioci tabliczkę TORINO na złym wjeździe na autostradę. Kiedy się orientujemy, szukamy miejsca z internetem żeby sprawdzić jakiekolwiek inne opcje. Dobre nastroje pryskają, wraca poczucie zagubienia i frustracja.
Powoli pojawia się myśl - a gdyby tak znaleźć tani lot do Barcelony? Prawdopodobnie nie ma na to szansy, ale zawsze można rzucić okiem...
Hej :) Spaliście w Ljublianie w tym parku który jest na wstępie do wejścia na szlak górski (na mapie na lewo od dworca)? Chcemy rozstawić tam namiot (głębiej w lesie) bo mamy spędzić w ljublianie kilka nocnych godzin między pociągiem o 23 a o 8 rano. Słyszałam że policja ściśle zakazuje tam spania w lasach a to chyba się łapie. Myślisz że to ryzykowne czy raczej mało uczęszczane miejsce? Boję się że mógłby nas wypatrzeć ktoś kto wybiera się na poranny jogging..
OdpowiedzUsuńZ góry dzięki za odpowiedź, no i dzięki za inspirację - jeśli zostaniemy dłużej na pewno odwiedzę Metelkova Mesto o którym pisałeś. Pozdrawiam :)