W ciemności rozbrzmiewa tubalny, mnisi głos Atanasa,
śpiewającego Miła Rodino, hymn Bułgarii. Echo potęguje wrażenie – siedzimy
zamknięci na przestrzeni kilku metrów kwadratowych, a jedynym otworem są drzwi,
za którymi widać pogrążony w mroku staw i gwiazdy nad nim. Wszystkiemu towarzyszy jeszcze plusk
wody, wydobywającej się z głębokości kilkudziesięciu metrów, w tej idealnej
temperaturze między lodowatym a wrzącym strumieniem, jakiej w domu pod
prysznicem nigdy nie udaje się osiągnąć. Siedzimy nadzy na kamiennej podłodze,
korzystając z dobrodziejstw jednego z setek mineralnych gorących źródeł
Bułgarii, a głęboki śpiew Atanasa przypomina mi wieczór spędzony przy męskim
klasztorze w Dejani u podnóża Fogaraszy. On jest jeden, ale głos
zwielokrotniony przez echo przywodzi na myśl tamten chór
dwudziestki prawosławnych mnichów.
Hymn przechodzi w pieśń o bułgarskich wojownikach. Chyba wszystkie
pieśni ludowe mają w sobie wątek bojowników o wolność lub wątek dziewczyny. Ta
dotyczy obu – żołnierze spotykają się, by walczyć za Ojczyznę, i przysięgają na
cześć swoich kobiet, że nie spoczną, dopóki poozostanie choć jeden Turek na bułgarskiej zi lub sami
nie polegną na polu bitwy. Tylko jeden z nich, którego kobieta umarła, nie ma
na co przysiąc, więc przysięga na konia i na swój miecz. Koń to tylko pokarm
dla psów – odpowiadają drwiąco kompani – a ostrze to kawałek stali. Wracaj do
domu, Twoja przysięga nie jest nic warta. Więc młodzieniec wraca do domu, pyta
matki – co ma zrobić. Spytaj ojca. Jak, kiedy ojciec dawno leży w grobie. W
takim razie przysięgnij na moje życie, swojej starej matki, ale wracaj do
kompanów i walcz za Bułgarię.
- Najważniejsze jest myślenie. Stan świadomości tego, co
dzieje się dookoła Ciebie oraz w Tobie. To podstawa przetrwania. – Atanas
odstawia filiżankę z herbatą po czym koniuszkiem łyżeczki nabiera kroplę miodu.
Wszystko osobno – w ten sposób jesteś w stanie poczuć prawdziwy smak herbaty i
cieszyć się prawdziwym smakiem miodu. To była jego pierwsza lekcja. – Ale co
jest potem? Potem jest powietrze. Oddychanie – bez tego w 4 minuty jesteś
martwy. Trzeba nauczyć się świadomie, dobrze oddychać.
Pokazuje mi ćwiczenie oddechowe. Opróżniamy płuca bardziej,
niż wydawałoby się to możliwe… po czym jeszcze trochę. Nabieramy więcej, niż
powinno się dać… i jeszcze trochę.
- Wymieniasz całe powietrze, każdego dnia. Oddychasz nowym
dniem, nową energią.
Próbuję jeszcze raz. Może to tylko w mojej głowie, ale czuję
się, jakbym był bardziej zakorzeniony w tym dniu. Jakbym pozbywał się starego
balastu, a nabierał oddechem teraźniejszość. Energia dzisiaj.
- Ale co jest potem?
- Woda?
- Tak. – potwierdza, głaszcząc długą brodę. Jeszcze jeden
łyk herbaty i łyżeczka miodu. – Człowiek nie może żyć bez wody. Oczywiście,
ważne jest to co pijesz, ale nie tylko. W Japonii zrobili jakiś czas temu
eksperyment. Mówili słowa skierowane do wody, po czym zamrażali ją momentalnie
i badali strukturę kryształów. Wiesz jak pięknie wyglądała woda, kiedy słyszała
pozytywne słowa i myśli? I jak wielki chaos dotykał kryształy, kiedy odnosili
się do niej negatywnie?
Notuję sobie w
pamięci odnaleźć stosowne zdjęcia.
- Składamy się z wody. Pomyśl, jak wygląda ona w człowieku,
który jest pełen nienawiści, smutku, gniewu i żalu. I jak piękni możemy być,
kiedy dajemy naszej wodzie pozytywną energię?
Głaszcze młodego Boyana po głowie. Chłopak zaraz odbiega,
łapie rower i znika na piaszczystej drodze biegnącej przez wioskę.
- Kiedy mamy już wodę, co jest następne?
- Jedzenie? – zgaduję.
- To też jest ważne. Następne w kolejności. Ale zastanów się
głębiej – bez jedzenia, na samej wodzie, możesz przeżyć miesiąc. Bez czego
umrzesz w ciągu kilku dni?
Na początku nic nie przychodzi mi do głowy, może przez to że
od śniadania jadłem tylko kilka śliwek i ta myśl o jedzeniu wciąż siedzi w
mojej głowie. Nagle jednak coś zaczyna mi świtać.
- Sen!
- Tak, dokładnie. Bez snu albo umrzesz, albo oszalejesz. A
na pewno będziesz przemęczony, nieuważny i nie w pełni świadomy tego, co się
dzieje wokół i w Tobie. Dobry sen jest niezwykle ważny, potem pokażę Ci kilka
ćwiczeń, które zapewnią Ci spokojny sen i należyte z niego wybudzenie, żeby
zacząć nowy dzień.
Dolewam nam obu herbaty z emaliowanego dzbanka. Dosiada się
do nas Naska z małym Yasinem na ramieniu. Mały trze oczy, coś mu dolega. W
ostatnich dniach Naska zakrapia mu je regularnie mlekiem karmiącej matki, która
przychodzi tu z wioski raz dziennie.
- A dalej mamy jedzenie. Ale też świadome. Wszystko zależy
od tego, kiedy posadzisz roślinę, jak ją posadzisz. Jeśli włożysz nasiono w
ziemię tak po prostu, nic z niego nie wyrośnie, albo drzewo będzie dawało chore
owoce. Daj mu swoją energię, daj mu swoją miłość. Trzymaj każde nasiono przez
kilka sekund w ustach, daj mu swoją wodę, energię. Daj mu się poznać, a będzie
Cię kochało i obdaruje Cię wspaniałymi owocami. Potem dopiero wkracza wiedza o
księżycu – kiedy sadzić, kiedy zbierać, kiedy wyrywać chwasty. Wiedza o tym,
które rośliny się lubią, które współpracują, a które powinieneś trzymać jedno z
dala od drugiego.
- Kiedy grasz na gitarze, masz zupełnie inną energię. –
zauważa po kilku piosenkach. – I nie mam pojęcia, co grasz. Naucz mnie tego, co
grasz.
Próbuję wytłumaczyć w jaki sposób znajduję dźwięki, ale nie
potrafię. Znam teorię, potrafię ubrać akordy i dźwięki w matematykę tonacji i
gam, ale to nie to. Większość chwytów, które gram, nie została wyliczona ale po
prostu zagrana. Bo dobrze brzmią, nawet jeśli wyliczenia się nie zgadzają. Nie
potrafię tego wytłumaczyć, to bardziej uczucie niż wiedza. Opowiadam o teorii
budowy akordów, interwałach i akordach pokrewnych – ale to nie jest muzyka. To
jak pisanie o tańcu.
- Rozumiem. Szkoda, ale to dobrze że nie potrafisz tego
wytłumaczyć. To znaczy, że to pochodzi z głębi Ciebie, że to Twoja prawdziwa
energia.
Bierze do ręki pięknie rzeźbiony kaval, na którym marzę,
żeby się nauczyć grać. Gra jedną z bułgarskich pieśni, oczywiście o
dziewczynie, do której wraca chłopak po walce z Turkami. Próbuję choćby wydobyć
dźwięk z drugiego kavala, ale nie jestem w stanie. Chodzi o układ ust i
kontrolę nad strumieniem powietrza.
- Jak zrobić, żeby zagrać jakąkolwiek nutę?
- Nie wiem. Ja po prostu gram, próbuj. – swego rodzaju
rewanż za moje nieporadne gitarowe tłumaczenia.
Wieczorem siedzimy na podłodze wyścielonej materacami i
gramy w Monopoly z Atanasem i Boyanem. Ćwiczę bułgarski, nie ma lepszej
sytuacji niż zabawa z dzieciakami i konieczność znajdowania słów by
odpowiedzieć. Jak rano, gdy Syanka pokazywała mi swoje skarby – muszelki,
kamyki i kawałki kadzidła.
W pewnym momencie wchodzi Naska, w pięknej śnieżnobiałej
sukni. To trzynasta rocznica ich ślubu, nie robią nic specjalnego z okazji tego
święta, tylko Naska siedzi razem z nami w białej sukni, wydając z uśmiechem resztę
papierowymi banknotami. Magiczny moment.
Otwieram oczy, przypominam sobie gdzie jestem. Poprzedniej
nocy nie próbowałem podróżować w gwiazdach, czego uczył mnie Atanas. Za szybko
zapadłem w sen, zmęczony całym dniem i nocną kąpielą.
- Uciekłeś w sen bardzo szybko, nie próbowałeś podróżować.
Nie widziałem Twojego cienia.
Przytakuję, tłumaczę się zmęczeniem.
- To nic. Ale ćwicz, z każdym razem będziesz mógł być coraz
dalej. Wiesz, ja z Naską podróżujemy bardzo często. Skarży się, że jestem
bardzo szybki, w jednej chwili jestem już w gwiazdach i nie może mnie dogonić.
Mówi, że mój cień tylko miga jej przelotnie i już mnie nie ma. Ale kiedyś mnie
dogoniła w pół drogi, żebyś wiedział jak się potem cieszyła, człowieku!
Leżymy w namiocie, na owczym runie, które jest podarkiem od
jednego z przyjaciół Atanasa. W skupieniu staram się zacząć dzień tak, jak mnie
wczoraj poinstruował. Wreszcie wychodzimy na łąkę zanurzoną w słońcu, żeby
nabrać energię na dalszy dzień. Wykonujemy kolejne ruchy, przesuwając energię coraz
wyżej – od ziemi do podbrzusza i wyżej, aż wreszcie dociera do czubka głowy.
- Można iść jeszcze dalej, ale nie dzisiaj. Na dzisiejszy
poranek tyle starczy, chodźmy wykąpać się w rzece. – biegniemy do pobliskiej
rzeczki ocienionej licznymi drzewami, żeby do końca wybudzić wszystkie zmysły w
chłodnej wodzie.